Pewnej jesieni, do której mam sentyment, sporo grywałam w szachy. W kawiarni, która wtedy była jeszcze przyjemna, miała swój niepowtarzalny klimat i właściwie była jedyną 'alternatywna' w tym mieście. Z czasem niestety, jak to bywa z takimi miejscami, stała się świetlicą lanserskiego ELO i urok prysł.
Szachowym mistrzem może nie jestem, ale szło mi całkiem nieźle. Kilka dni temu wybrałam się z Agą na pewną szachownicę. Efekty oceńcie sami.
model & style: me
Kisses,
C.