Jak znaleźć księcia? cz.2

Jak znaleźć księcia? cz.2

Dlaczego trafiamy na 'samych dupków'?  My się staramy, chcemy być jak najlepsze, marzymy o księciu, a ''trafiamy na debila''.

Powód jest prosty - ludzie są jak lustra. Wszyscy to wiemy, ale z jakiegoś powodu rzadko o tym pamiętamy. I to nie jest żadna 'filozofia pozytywnego myślenia' tylko podstawowe prawo świata - akcja=reakcja. To się tyczy wszystkiego. Każdej codziennej sytuacji, ale też relacji z innymi ludźmi.

To jest super proste, ale jednocześnie trudne do zaakceptowania. Bo jak to tak... przecież to on jest upośledzony emocjonalnie, nie ja!
Do swojego życia wpuszczamy ludzi, którzy w najlepszym przypadku traktują nas troszkę lepiej, niż my sami. Umawiamy się z facetami (to działa w obie strony, tyczy się również panów), którzy traktują nas tylko trochę lepiej, niż my traktujemy siebie same.
Musiało minąć trochę czasu, ale zauważyłam, że nieważne jak i gdzie zaczynały się moje poprzednie związki i jak wygladala dana osoba to zawsze opierało się to na jednym schemacie, zawsze konczyło się płaczem i dramatem, a ja zastanawiałam się dlaczego tak jest i "'co ze mną jest nie tak'"? (użyłam tu cudzysłowa, ponieważ tak naprawdę nigdy jakoś szczególnie nie doszukiwałam się winy w sobie. Dużo łatwiej byłoby mi zawsze winić drugą stronę, wiadomo.)

I to jest lekcja, która powtarza się, dopóki się jej nie odrobi. Nie da się tego przeskoczyć. Każda 'nieudana' relacja, każda osoba, ktora nie potrafiła nas kochać pokazuje nam tylko, że musimy to nauczyć się robić to same, bo oni są w tym do dupy.
Tylko Ty sama możesz sobie powiedzieć, że jesteś niesamowita i naprawdę to poczuć. Jeśli chcesz poczekać, aż ktoś inny Ci to powie i zmieni tym Twoje postrzeganie samej siebie, to może się to nie stać nigdy.

I nikt tu nie jest winien. To naprawdę ważne, żeby to zrozumieć. Możesz wziąć za to odpowiedzialność i to zmienić albo możesz usiąść i się dołować, że 'jestem taka zjebana i nigdy nie będę potrafiła mieć super faceta' i Twoja przepowiednia będzie się spełniać, aż nie zmienisz zdania :)

W naszym przypadku wyszło to od Kuby. To on był dla siebie dobry i kochał siebie, więc potrafił mi pokazać jak ja mogę kochać jego.
I ja chciałam to zrobić.
Dzięki temu ja mogłam nauczyć się szanować i kochać również siebie. On mnie w tym wspierał na każdym kroku i wciąż, każdego dnia powtarza mi, że jestem niesamowita, ale ostatecznie i tak to ja sama musiałam się zmienić, wybaczyć, zaakceptować i dać sobie jeszcze jedną szansę.
I nie mów sobie teraz:
- Ona to jest szczęściarą, bo ma Kube, a ja sama to nie dam rady...
Bo owszem, jestem, ale założę się, że nigdy nie byłaś w tak czarnej d... jak ja i nie chciałabyś się wtedy zamienić miejscami. Użalanie w niczym nie pomaga. A poza tym jak zaczniesz naprawdę o siebie walczyć to pojawią się wokół ludzie (wcale niekoniecznie to musi być Twój przyszły mąż), którzy Ci w tym pomogą. Musisz tylko zrobić im miejsce wywalając tych, którzy podcinają Ci skrzydła i nie liczyć, że odwalą całą robotę za Ciebie. I to jest ta wymagająca część.

Powiedzenie ''Nie chcę spędzać z Tobą czasu.'', nie tylko facetowi, ale komukolwiek jest trudne. Boimy się, że zostaniemy odrzuceni, że ktoś coś o nas pomyśli, nagada na nas. I tkwimy w tych relacjach opartych o strach przed samotnością.
Wszyscy powtarzamy w kółko teksty typu 'wyjebane mam na jej opinie', a tak naprawdę jak w piosence Zeusa 'samoocena upaprana od stóp do głów, stoi przywiązana do cudzych słów'.
Kiedy zaczynasz traktować siebie lepiej to opinie tych osób naprawdę przestają Cię dotykać.

Kiedy zaczynasz traktować siebie lepiej to przestajesz trwać przy rzeczach, których nie znosisz robić i przy ludziach, których nie lubisz. Ty decydujesz.
Jeśli jesteś dla siebie dobra to 'debile' po prostu nie zwracaja na Ciebie uwagi i Ty też nie widzisz ich. I uczysz się, że jak pojawia się jakiś 'dupek', to mówisz mu - nie, dzięki, przechodzilam juz przez to. No offence, ale nie chcę już tego w moim życiu.


Jeżeli naprawdę chcesz coś zmienić to będziesz musiała przestać czekać na kogoś, kto przyjdzie i to zrobi za Ciebie, musisz zrobić to sama.
Pamiętaj jednak, że nawet kiedy pojawia się książe to nie możesz liczyć na to, że zawsze wszystko będzie idealnie. Związki nie są łatwe, codziennie mierzymy się z różnymi rzeczami, problemami i nie zawsze jesteśmy w takich samych humorach, ale uczymy się siebie i uczymy się sobie z tym radzić.


Panowie i Panie - dbajcie o siebie.


Buziak,

K.


P.S. Pisze o tym dlatego, że sama z tym miałam duży problem i często nadal nie wychodzi mi tak, jakbym chciała. Ale jestem już tego świadoma i naprawdę staram się być dla siebie jak najlepsza :)

P.S.2. Zajebiście to tłumaczy i pokazuje ten koleś [klik], w pełni sie z nim zgadzam i ten post po części intrpretuje jego słowa i pokazuje jak ja to widzę w odniesieniu do swoich doświadczeń :)
Jak znaleźć księcia? Część pierwsza - start.

Jak znaleźć księcia? Część pierwsza - start.

Większość kobiet jakie znam chciałaby mieć obok siebie silnego mężczyznę. Wiecie, takiego, co Was dogoni, przegoni, weźmie na ręce i poniesie dalej. To jest fakt, nawet jeśli połowa się do tego nie przyznaje. Ja też zawsze tak chciałam, ale...

Po pierwsze to niestety, aby mieć mężczyznę, który będzie Cię traktował jak księżniczkę to sama musisz siebie tak postrzegać. Truizm, ale jednak. Na pewno masz taką koleżankę, której nie lubisz, uważasz, że jest zołzą, a ma takiego super faceta, że zastanawiasz się 'co on z nią w ogóle robi i jakim cudem on z nią jest? czy to dlatego, że ona dobrze robi laskę? ' Podpowiadam - to może być jeden z czynników, ale na pewno nie główny. Ona zachowuje się jak księżniczka i on ją tak traktuje, przynajmniej przez jakis czas... ale o tym innym razem, bo to tylko początek tematu, a dochodzi jeszcze wiele innych czynników. Zdradzę od razu, że wszystkie zależą TYLKO od Ciebie.

Zmuła, co? Bo jak się okazuje, że na wszystko masz tutaj wpływ to straszna lipa, bo to znaczy, że trzeba będzie na to zapracować, że nie będzie na kogo zwalić jak nie wyjdzie i takie tam, wiadomo.
No nie mów mi, że nie odzywa się w Tobie takie poczucie... ja do tej pory często tak mam :D

Więc wróćmy do mnie i moich poszukiwan księcia na białym rumaku... Przez ostatnie lata poczucie, że jestem księżniczką przychodziło do mnie zazwyczaj po kilku shotach (opcjonalnie drinkach/lampkach wina). Zbiór cech mojego wyobrażenia o księżniczkach przedstawiał sie wtedy następująco: rozdmuchane ego, obrażalskość, demonstrowanie swojej wyższości (mam właśnie ciarki wstydu jak o tym pomyślę), aż do ogólnej utraty lub porządnego zaćmienia świadomości. Wtedy zazwyczaj wsiadałam w taksówkę i wracałam do domu, do mojego kota, a po kilku godzinach wstawałam z mega kacem i szłam na 10-14 godzin do pracy. I tak średnio 2 do 5 razy w tygodniu.

Uciekałam od siebie w alkohol, a moje wszystkie dotychczasowe związki to (?), w sumie to nazwijmy je pracą domową, od której nie można ucieć. W kółko powtarzający się schemat beznadziejności.
Jak to się stało, że spotykałam się z facetami dwa razy ode mnie starszymi, tkwiąc w beznadziejnych relacjach, pozwoliłam się poniżyć lub poniżyłam się sama setki razy i przy okazji wypiłam morze alkoholu i przyjęłam całkiem sporo jeszcze innych używek wyniszczając i eksploatując swój organizm do naprawdę hardcorowego poziomu?
Bardzo prosto.
Otóż nigdy nie potrafiłam kochać i szanować siebie, bo nikt mnie tego nie nauczył. Nie piszę tego, żeby się użalać, ani żeby wylać złość na mojego ojca, że uciekł, ani na mamę, że nie potrafiła mnie tego nauczyć. Dziś rozumiem, że ona nie miała wyboru - musiała harować, żeby utrzymać mnie i mojego brata, poświęciła dla nas swoje życie, poświęciła swoją kobiecość. Dlaczego w jej życiu tak wyszło? Dlaczego związała się z moim ojcem? Pewnie dlatego, że też wyniosła to z domu i nie zdążyła w porę zdać sobie sprawy, że może to zmienić.
Więc ja powielając schemat, zupełnie nieświadomie brnęłam sobie po szyję w gównie użalając się nad swoim losem z rosnącym przekonaniem, że powinnam skreślić swoje życie, zostać prostytutką i zaćpać się na śmierć. Naprawdę, takie było moje myślenie.  Aż w końcu jak się zachłysnęłam gównem to się przestraszyłam nie na żarty i chyba coś we mnie pękło. Nie wiem dokładnie co, ale pamiętam, że był styczeń. Wróciłam z Londynu i było coraz gorzej. Po kolejnej imprezie zamówiłam do domu pizzę 50cm i przez tydzien nie wyszłam z łóżka. Leżałam w tym barłogu, nie myłam się, jadłam trochę pizzy wyrzucając na podłogę dookoła wyschnięte krewetki i ośmiorniczki (pizza z owocami morza to był zdecydowanie BAD CHOICE), aż w końcu chyba mój kot był naprawdę głodny i było mi go szkoda i postanowiłam pójść do sklepu.
Był luty, ale świeciło słońce. I jakoś zachciało mi się żyć.
Nie jakoś spektakularnie - tak tylko trochę.
Wróciłam do pracy. Dalej robiłam maratony, długie zmiany i chodziłam do klubów w międzyczasie zaliczając egzaminy na studiach, ale jakoś nie było to już moim sensem życia. Tylko, że nie wiedziałam, co mogłabym w zamian, bo nie znałam nic innego. Myślę, że wtedy po prostu zaczęłam traktować siebie odrobinkę lepiej.

Minął luty, był początek marca 2015 i zdarzyły się takie cudowne trzy ciepłe dni. Wtedy pomyślałam, że chciałabym się zakochać, ale tym razem zakochać naprawdę i szczęśliwie. Tydzień później poznałam Kubę.


Czy zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia? Nie. Coś mi się w nim spodobało, ale był ode mnie starszy o rok, a nie o 20 lat, więc wiadomo, nie w moim typie. Poza tym kojarzyłam go wcześniej. Kiedyś pracowałam za barem w klubie, w którym on śpiewał. Tym razem DJ poprosił, żebym nagrała dla nich video zaproszenie na dzień kobiet, gdzie Kuba miał zaśpiewać. 

On mnie nie poznał.
Historię tego, jak zostaliśmy parą póki co, pominę.

Dziś z uśmiechem na twarzy mogę powiedzieć, że ten związek na początku to była orka na ugorze. W skrócie - ja nie chciałam kompletnie wziąć za siebie odpowiedzialności i nie przyjmowałam do wiadomości, że mogę zmienić swoje życie i że to tylko ode mnie zależy. Kuba cierpliwie i z uporem maniaka, a właściwie to z uporem zakochanego mężczyzny pokazywał mi, że wcale nie jestem zła, a na pewno nie będę, jeśli tak postanowię i że mojego życia wcale nie trzeba skreślać. Przeszłam drogę od totalnej niewiary przez pojawienie się światełka nadziei, które non stop było przyćmiewane, aż do zaufania, że naprawdę dam radę i wiary w swoje i nasze możliwości, którą po drodze też w sumie kilka razy zgubiłam na chwilę. Nigdy jednak, nieważne jak blisko byłam granicy to się nie poddałam i dzisiaj jestem z tego naprawdę dumna.




Co wyciągnęłam z całej tej historii? To w jakim momencie znajdujemy się w swoim życiu i jakich ludzi mamy dookoła zależy tylko od tego, co mamy w środku, w głowie i przede wszystkim w sercu.

Nieważne, w jak ciemnej D się jest... może być ciężko i pewnie będzie, ale nie warto skreślać swojego życia, bo tylko od nas zależy, gdzie je doprowadzimy. Jak mówił Less Brown - It's not where you start, It's where you're going!


cdn.

K.

Ja na pierwszym szkoleniu Autentiko ;)

Co to będzie?

Co to będzie?

Od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie wiele tematów i miałam już kilka podejść do założenia bloga. Dziś pokazałam Kubie 'niesfornegokarolka' i z sentymentem przejrzałam stare zdjęcia. Kuba zasugerował mi, żeby zamiast zakładać nową stronę po prostu kontynuować tutaj. Jednak od czasu dodania ostatniego posta w moim życiu zmieniło się dosłownie wszystko i czuję potrzebę oddzielenia tego tutaj grubą kreską. 

Długo zajęło mi zaakceptowanie przeszłości, pogodzenie się z nią i w sumie do dziś trwa proces wybaczania sobie wielu rzeczy. Droga wyboista, ale moje TU i TERAZ zdecydowanie było tego warte. Jestem silniejsza, mądrzejsza i zdecydowanie dużo szczęśliwsza.

Po ciężkich bojach, przeprawach i okropecznych dramatach zeszłem wiosny zakochałam się! Po tym wszystkim, co narobiłam życie dało mi kolejną szansę i zesłało mi księcia na białym rumaku, mojego wybawcę i prawdziwego anioła. Chyba nie ma sensu rozkładać tego na czynniki pierwsze, bo i tak już wszyscy rzygają tęczą :)

To wszystko, z czym przyszło nam się zmierzyć, wszystkie problemy, każda podjęta walka czy praca (niekiedy orka na ugorze) i wszystkie zachodzące zmiany naprawdę dużo nas nauczyły. I tym właśnie chciałabym się podzielić.
Nie będzie to pamiętnik... o nie ;) To będzie zbiór wniosków i marzeń, wszystko to, co mogę dać komuś, aby jego życie też było lepsze.

Do zobaczenia,

K.


Copyright © 2014 SEKRETY KOBIECOŚCI , Blogger