Przepychanki

Wiele razy w życiu znalajdowałam się w sytuacjach, które uświadamiały mi, że to, co robię jest kompletnie bez sensu. Niestety, ale samo uświadomienie sobie czegoś niekoniecznie jest związane ze zmianą, a już na pewno nie z trwałą zmianą.
Na szczęście karma nie śpi i sytuacje 'uświadamiające' powtarzają się w różnych postaciach, aż do momentu, kiedy czegoś rzeczywiście nie zmienimy. I tutaj znów wszystko zależy tylko od nas... Niektórym dopiero rak w płucach karze rzucić palenie, niektórzy nawet wtedy idą w zaparte. Kiedyś dużo leżałam na pulmonologii i mówię Wam - przed wejściem na oddział płucny unoszą się chmury dymu.

Ostatnio po raz kolejny uświadomiłam sobie, że świat dużo bardziej sprzyja, kiedy najpierw dajesz coś od siebie, a dopiero później czegoś oczekujesz. Działa to na większości, jeśli nie na wszystkich płaszczyznach, ale tym razem myślę o związku.

Ale mimo wszystko często wciąż działam odwrotnie. Kiedy teraz o tym myślę, to jest mi wstyd. Wstyd mi, że czasem kiedy wstaję i Kuba nie jest w idealnym humorze to ja też się obrażam. Bo przecież on mógłby się do mnie uśmiechać, nie dąsać i w ogóle zawsze być ponad problemami... ale nie jest (co może, a nie jest nie pisze się w rejestr - dotyczy przyszłości i przeszłości). W takiej sytuacji wymagam od niego, żeby w stosunku do mnie potrafił być ideałem, ale sama jakoś niekoniecznie się do tego palę.
Kiedy zdaję sobie z tego sprawę sytuacja wygląda zgoła inaczej. Wtedy rozumiem, że nie mam bezpośredniego wpływu na to, co on ma w głowie (tylko on może zmienić swoje myśli) i widzę za co mogę wziąć odpowiedzialność. A konkretnie to za siebie. Zamiast się dąsać staram się uśmiechnąć, zrobić najpierw coś dla siebie, żeby dobrze się czuć. Wtedy jest już z górki. Mogę chociażby ubrać się ładnie i włączyć ulubioną muzykę, mogę zająć się czymś, co sprawia mi radość i dać mu trochę ciepła. Mogę podarować mu swój uśmiech i pocałunek. Zamiast cisnąć go, żeby był radosny po prostu powoli zarażać go swoją radością.

Czasami jednak sytuacja nie jest taka prosta, problem jest większy albo dotyczy fundamentalnych dla nas spraw. Wymaga to spojrzenia na siebie i wzięcia odpowiedzialności za to, na co my mamy wpływ, a jednocześnie zaufania, że ta druga osoba nie zawiedzie. Zaprzestania prób kontroli, manipulacji. I to jest trudne. Wkoło jest bardzo dużo nieuczciwych, nieszczerych osób, wiele razy ktoś nas zawiódł i ciężko jest, a może nawet głupotą byłoby dawać kredyt na swoje zaufanie wszystkim. Jednak kiedy decydujemy się na związek to działanie na takich zasadach nie przynosi nic dobrego. W związku zaufanie to podstawa. Nawet jeśli upuszczono nas tysiąc razy przedtem... ta właściwa osoba nas złapie. Albo przynajmniej da z siebie wszystko. Wtedy nawet upadek tak nie boli.
Inaczej to po prostu nie ma sensu, bo zachowujemy się tak naprawdę jak dzieci w przedszkolu. Przepychamy się i mówimy "Ty pierwszy..." albo skarżymy się znajomym "Może ja nie jestem święta, ale on to dopiero...". Chcemy zmienić tę druga osobę, ale nie możemy. Możemy zmienić siebie, ale nie chcemy, bo to trudne. Nie potrafimy też z tego zrezygnować, bo boimy się być sami.
Kto w takim związku jest szczęśliwy? Na dłuższą metę chyba nikt.

Myślę, że to wszystko działa na prostych zasadach, ale jest niesamowicie trudne do wykonania. Dlatego, że wymaga patrzenia na rzeczywistość taką, jaka jest naprawdę. Często gorzką, bolącą. To z kolei wymaga odwagi, wysiłku, czasu i przede wszystkim determinacji. Ale warto. Wiem, że warto.

K.



3 komentarze:

  1. :) i znów jestem bogatszy. Czytam Twoje wpisy po kilka razy. Jak zwykle uśmiech i uściski dla Was obojga.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pięknie Karolino, pięknie :)

    A to może komuś się przyda.
    Język Pokoju:
    https://www.youtube.com/watch?v=Ht1BKUtL4ps
    Mi bardzo pomógł, ale nie będę się rozpisywać.
    Wiosna.



    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 SEKRETY KOBIECOŚCI , Blogger